Tak przynajmniej jest w pierwszym akcie, w którym bohaterka pokazana zostaje jako prymitywna materialistka, a jednocześnie trzeźwo oceniająca sytuację "zwykła kobieta", wygrażająca politykom i dowódcom.
Sytuacja zmienia się w akcie drugim - powoli odsłaniają się tajemnice Tonki, a historia zyskuje najwłaściwszy tu wymiar - wymiar tragiczny. Agresja i cynizm bohaterki okazują się maskami tragicznej bezradności. Antywojenne przesłanie zdobywa oparcie w dramatycznym konkrecie. Najciekawsze wydaje się jednak spostrzeżenie, że w obliczu wielkich dramatów małe dramaty wcale nie stają się nieważne, że raczej kumulują się w jakąś histeryczną nerwowość.
Janda swym magnetycznym aktorstwem potrafi zapanować nad emocjami widowni. Gra jak zwykle na ogromnych emocjach, ale wychodzi też z roli, zwracając się bezpośrednio do publiczności. Ten metateatralny wątek poprowadzony jest mało konsekwentnie - w pewnym momencie po prostu znika.
Wadą spektaklu są też mało wyszukane dowcipy, na przykład o czytaniu Prousta. Aby być sprawiedliwym trzeba powiedzieć, że są też dowcipy znakomite, które mogłyby sie znaleźć w spektaklach najlepszych kabaretów. Tylko czy poetyka kabaretu jest tu na miejscu?»