Stuhr w „Geniuszu" gra Konstantina Stanisławskiego – rosyjskiego reformatora teatru, aktora i reżysera, wielkiego nauczyciela aktorstwa – który u schyłku życia, w 1937 roku, odwiedza samego Józefa Stalina (w tej roli Jacek Braciak).
Takie spotkanie oczywiście nie miało miejsca. Ale jako sceniczna fikcja - jest całkiem nieźle wymyślone, nawet jeśli chwilami dialogi zdają się zbyt oczywiste. Stalin – mniej więcej zgodnie z historyczną prawdą – okazuje się tu osobą żywo zainteresowaną kwestiami artystycznymi i podejmuje ze Stanisławskim rozmowę o teatrze i jego metodzie aktorskiej, zwanej obecnie w Stanach Zjednoczonych po prostu „metodą" i wciąż tam kultowej, nawet jeśli przeinaczanej czy upraszczanej. Słobodzianek - z wykształcenia teatrolog (pracę magisterską obronił na UJ po latach z własnej działalności recenzenckiej) - pisze w „Geniuszu" o tych sprawach z widocznym znawstwem.
Ten autotematyzm to dobry pretekst dla fabuły – Stanisławski-Stuhr mówi o swojej metodzie przy okazji przekazywania Stalinowi-Braciakowi wskazówek dotyczących wystąpień publicznych, analizując przy okazji gesty Hitlera, Mussoliniego, Churchilla czy Piłsudskiego. Jest to zatem trochę parodia filmu „Jak zostać królem", tyle że zamiast króla jest czerwony car.
Rozmowa jest jednak podszyta polityką, a gra ma wysoką stawkę – Stalin w zamian za mistrzowski „coaching" ma spełnić trzy życzenia artysty. Stanisławski chce łaski dyktatora dla kolegów-artystów: Michaiła Bułhakowa, Nikołaja Erdmanna i Wsiewołoda Meyerholda.
"Geniusz". Stuhr gra całym sobą
Przez długie lata Słobodzianek, dramatopisarz z kompleksem reżysera, nie dawał wystawiać swoich dramatów artystom z pierwszej ligi. To, że tekst Słobodzianka reżyseruje dziś Jerzy Stuhr, jest zatem pewnym novum. Udanym pomysłem. Chciałoby się powiedzieć: nie można było tak wcześniej, panie Tadeuszu?
Stuhr jako aktor, którego sceniczna obecność naznaczona jest tu wiekiem i chorobami, robi ze swojej słabości atut. Jego Stanisławski gra swoją starością i chorobą, próbuje pokazać się Stalinowi jako niegroźny; może chwilami wzbudzić litość dyktatora.
Jacek Braciak, w teatrze grywający rzadko, godnie partneruje Stuhrowi. W sposób nieoczywisty rozpina swojego Stalina między prostacką brutalnością i ignorancją, a zaskakującą estetyczną wrażliwością dawnego kleryka i poety, dziś psychopatycznego wodza.