Gdy światło pada na diament, ten oddaje je wzbogacone w paletę barw i feerię rozszczepionych błysków. Gdy na scenie stanie Aktor wybitny, czwarta ściana zamiera w skupieniu. Słucha, patrzy. Podziwiając czeka na możliwość oddania sprawiedliwego hołdu oklaskami. Sala wstaje. Brylant świecił jak Koh-i-noor.
Taki jest najnowszy spektakl Teatru Polonia, czyli „Sztuka wywiadu” w reżyserii Błażeja Peszka. Opus Magnum Jana Peszka? Benefis, podsumowujący wspaniałą karierę jedynego w swoim rodzaju Artysty? Za mało widziałem i moje amatorskie oko może popełnić błąd. Ale ten spektakl, który składa się z niezliczonych odniesień do najwybitniejszych dzieł dramatycznych to popis Jana Peszka. Pod każdym względem. Osiemdziesięcioletni Artysta zadziwia sprawnością fizyczną, lotnością umysłu. Warsztatem zadziwiać nie może. Przecież robi to zawsze. No, prawie zawsze bo widziałem w Teatrze Studio coś z Tamarą w tytule. Ale - po co psuć święto takimi wspomnieniami?
„Sztuka wywiadu” konstrukcyjnie przypomina granego w Polonii z powodzeniem „Minettiego”, w którym Peszek także występuje. A wygląda to tak: Dominujący aktor - stary mistrz i dookoła niego pozostałe postaci. Trąci to benefisem, momentami monodramem. Fabuła "Sztuki..." jest prościutka: Do domu starego, ekscentrycznego aktora przychodzi dziennikarka. Ma już pierwszy wydruk przygotowanego wywiadu, ale zamierza pracować nad wersją ostateczną. Przyjmuje ją żona mistrza, uprzedzając że mąż jest poddenerwowany. Ale wywiad się odbywa. Pojawia się główny bohater, oświadcza że będzie to ostatni wywiad w jego karierze i ruszamy z kopyta.
Jan Peszek gra… a może właśnie nie gra, mówi o sobie? Jest idealnie obsadzony w roli. Tekst sztuki zawiera mnóstwo cytatów, odniesień do kanonu teatralnego i nie tylko. Pojawiają się słowa z dzieł Schaeffera, Witkacego, Szekspira, Bernhardta. Jest Bruno Schulz, Leonardo da Vinci i Friedrich Nietzsche. To wielka przyjemność wsłuchać się w słowa Aktorów i odnajdować w zakamarkach spektaklu przeróżne postaci. Patrzyć, jak Jan Peszek swoim nieskazitelnym głosem, w którym nie ma ani jednego fałszywego fonemu, swoim niebywałym aktorskim talentem unosi nas ponad codzienność i zabiera w podróż do Krainy Sztuki. Odkrywa przed widzami unikatowe zakamarki swojego zawodu. Aktor, który jak mówi w tym spektaklu tomkoś, kto idąc przez życie, wcielając się w kolejne role, niepostrzeżenie wpuszcza do swojej osobowości okruchy granych postaci. Rośnie dzięki nim. Rozwija się. Choć cierpi utratę samego siebie.
Jest Jan Peszek po drodze szekspirowską Julią z „Romea i Julii” a kończy spektakl genialnym wprost fragmentem „Snu Nocy Letniej”, czyli najbardziej czarodziejskim z zaczarowanych momentów teatralnych - kwestią Puka, kończącą "Sen". A wcześniej za sprawą fenomenalnej gry światłami, których praca to też dzieło Bartosza Peszka, przenosi nas to tu, to tam - spacerując z niebywałą lekkością po największych tekstach literatury światowej. Nie mam słów, aby oddać aktorski kunszt Wielkiego Mistrza. Wiem, że to nie szczęki, lecz żuchwy opadają. Tym razem moja opadła już na początku i leżała sobie na podłodze zupełnie niepotrzebna aż do samego końca. Półtorej godziny teatru na najwyższym możliwym poziomie. Niebywałym poziomie.
Peszkowi partnerują dwie świetnie dobrane Aktorki. Maria Seweryn w roli dziennikarki i Małgorzata Zajączkowska grająca żonę Mistrza. Obie znakomite, choć tak jak próbowałem to opisać. „Sztuka wywiadu” to tekst przede wszystkim dla głównego bohatera. Dwie pozostałe role - są ważne, ale nie najważniejsze. Znakomitym jest oczywiście monolog Małgorzaty Zajączkowskiej o roli i życiu żony aktora. Który tani jest aniołem, by wieczorem stać się diabłem. Maria Seweryn z kolei świetnie poradziła sobie z kreacją dziennikarki, której marzeniem jest wejść ponad poziom zwykłego prasowego dziennikarstwa i z wywiadu uczynić sztukę
Jest tu też wielki, wspaniały żal. Za ludzkim życiem, które choć wspaniałe, pełne apetycznych zdarzeń - przemija. Mistrz szuka ratunku, prosi dziennikarkę o tenże. Czy jednak jest możliwe uratowanie siebie przed nieuchronnym wyrokiem Czasu i Losu? Jarosław Mikołajewski w swoim tekście, mam wrażenie odpowiada że tak. Nieśmiertelność daje właśnie tego typu wielki, osobisty i szczery widawie. Stający się kroniką życia, zapisem emocji i pragnień. Odpowiedź Jana Peszka jest przewrotnie inna i nie zostaje zwerbalizowana. Można ją wyciągnąć jako wniosek po obejrzeniu spektaklu: Nieśmiertelność zapewniają role jak ta, z Teatru Polonia.
Warto zaznaczyć, że „Sztuka wywiadu” nie jest spektaklem łatwym. Jeśli ktoś przywykł do widowisk typu „2.22”, również ze sceny Polonii, może wyjść zawiedzony. Tu potrzeba pewnej literackiej wiedzy i przede wszystkim wrażliwości. Słyszałem kilka głosów zawiedzionych widzów, co uczciwie konstatuję. Zatem idąc na „Sztukę…” trzeba być wypoczętym i czujnym. To spektakl jak las skarbów. Ale trzeba umieć je odnajdować.
Jacek Mroczek
TeatrVaria, 11 grudnia 2024