Sarkastyczny, cyniczny dramat Witkacego nigdy nie był prostą ilustracją jego teorii. Czysta Forma miała „przyprawić widza o metafizyczny dreszcz, zbliżając go do przeżycia Tajemnicy Istnienia”. Swobodnie deformując rzeczywistość i sen, Witkacy odcina się od psychologiczno-symbolicznego dramatu rodzinnego. Napisana w 1924 roku Matka. Niesmaczna sztuka w dwóch aktach z epilogiem jest jego parodią. Sztuka doczekała się wielu inscenizacji – jedne uderzają dosłownością, inne dowolnością interpretacyjną. Ten wystarczająco absurdalny i nieoczywisty dramat nie wymaga dodatkowego „wykrzywiania”, warto jednak poszukiwać w nim odniesień do współczesności. Tego właśnie próbuje Waldemar Zawodziński, autor scenariusza i scenografii spektaklu wystawianego w Teatrze Polonia. Reżyser tnie tekst, rezygnuje z niektórych postaci, ale nie zmienia jego wymowy ani zasadniczych wątków.
Świat opisany przez Witkacego, który oglądamy na scenie, początkowo wydaje się względnie uporządkowany – choć specyficzny. Groteskowe postaci, ich wzajemne relacje i ironiczne kontrasty służą demaskowaniu hipokryzji, splątanych melodramatów rodzinnych oraz uwypuklają drwinę z ludzkich uczuć.
Krystyna Janda i Tomasz Tyndyk, grający główne role, tworzą intrygujący duet sceniczny. Matka i Syn trwają w dziwnej symbiozie – niezdrowym, zależnym związku. Leon, już niemłody i zmęczony życiem, czuje, że jego ambicje – „bycie przywódcą, myślicielem z misją” – są z góry skazane na porażkę, podobnie jak relacje z ludźmi wokół. Tyndyk podchodzi do roli Leona z dużym zrozumieniem, tworząc postać silnie emocjonalnie związaną z matką. Ich relacja oparta jest na biografii autora i znajduje odbicie w zachowanej korespondencji Witkacego. Aktor buduje swoją postać bez pośpiechu, celowo pozostając w cieniu Matki. Z czasem z jego rozmyślnie karykaturalnego bohatera wyłania się postać tragiczna – spod wampirycznej maski przebija ludzka, przejmująca twarz.
Krystyna Janda jako przedwcześnie postarzała Matka potrafi znakomicie wczuć się w postać i ukazać, jak bardzo małżeństwo z Albertem ją zmieniło. Stała się wołem roboczym – zaharowaną, wiecznie czymś zajętą wdową-arystokratką. Janina Węgorzewska znosi swój los z pozorną pokorą, lecz widać jej przemęczenie, rezygnację i zgorzknienie. Poświęcając się dla pierworodnego, jednocześnie wyrzuca mu to przy każdej okazji, porównując go do ojca. „Leon – podły wampir”, który „wdał się w ojca” – dosłownie ją „wysysa”. Motyw wampiryzmu przewija się zresztą przez cały dramat Witkacego. Janda czaruje stylowym aktorstwem, umiejętnie akcentując znaczące fragmenty, w zależności od rytmu sceny i rozwoju akcji. Czasem wręcz szaleje, zawsze jednak wiedząc, gdzie leży granica groteski i ironii.
Pozostali aktorzy, choć w rolach drugoplanowych, świetnie „czują” rytm i charakter dramatu. Ich gra sprawia, że mimo skrótów tekstu sens spektaklu pozostaje wyrazisty, intryguje i zostaje w myślach widza. Bohaterowie uwikłani w pozory lekceważą cudze, a nawet własne uczucia, nie przejmując się hipokryzją ani amoralnością – z upodobaniem pielęgnują własne „ego”. Na szczególną uwagę zasługuje Małgorzata Rożniatowska jako sarkastyczna Dorota – jej pełen profesjonalizmu występ przyciąga uwagę. Agnieszka Skrzypczak jako Zofia Plejtus trafnie oddaje charakter pozornie niewinnej, a w rzeczywistości sprytnej kochanki Leona. Katarzyna Gniewkowska w roli kokoty Lucyny Beer bawi precyzyjnie dawkowaną ironią. Aktorską układankę dopełniają Jarosław Boberek – ojciec Zofii Plejtus – oraz Bartosz Waga w epizodycznej roli Alberta.
Mroczny egzystencjalizm i kontrastujący z nim liryzm podkreślają oszczędna scenografia i światło autorstwa Waldemara Zawodzińskiego oraz kostiumy zaprojektowane przez Marię Balcerek.
Groteska i parodia, realizm wymieszany z absurdem – nieodłączne u Witkacego – zostały tu wzmocnione odpowiednią grą aktorską i przemyślaną reżyserią. Filozof-wampir nie ocali społeczeństwa pozbawionego indywidualności, lecz może widzowi coś ważnego uświadomić.
Anna Czajkowska
Teatr dla Wszystkich, 11 czerwca 2025