Inscenizacja „Żaru” Christophera Hamptona na podstawie powieści Sándora Máraiego to teatr słowa, gestu i napięcia emocjonalnego ukrytego w pozornie statycznej rozmowie. Jan Englert, reżyser spektaklu i odtwórca jednej z głównych ról, podejmuje świadomą decyzję o maksymalnym ograniczeniu środków inscenizacyjnych – centrum uwagi pozostaje tu aktor, jego głos, postawa, oddech i pauza.
Spektakl rozgrywa się w ciasnym kręgu pamięci – czas nie płynie, lecz zastyga w jednym wieczorze, podczas którego dwóch dawnych przyjaciół – Henrik (Englert) i Konrad (Daniel Olbrychski) – spotyka się po ponad czterdziestu latach milczenia. Ich rozmowa nie prowadzi do żadnego jednoznacznego rozstrzygnięcia, bo nie taki jest cel reżysera. Englert prowadzi opowieść nie ku rozwiązaniu, ale ku ekspozycji emocjonalnych strat, które czas i przemilczenia jedynie pogłębiły.
Henrik w wykonaniu Englerta to postać budowana językiem dominacji i introspekcji. Reżyser zdaje się eksponować właśnie tę nierównowagę dramaturgiczną – Henrik mówi, Konrad słucha. Ta przewaga słowna nie jest jednak triumfem – przeciwnie, zbudowana jest na potrzebie potwierdzenia sensu przeszłości. Englert konstruuje tę postać jako człowieka zranionego, ale jednocześnie niezdolnego do przebaczenia ani do zapomnienia. Monologi Henrika są rytmiczne, wyważone, pozornie chłodne – ale co jakiś czas pękają i ujawniają emocjonalne spiętrzenia, z którymi bohater nie potrafi sobie poradzić.
Daniel Olbrychski jako Konrad przyjmuje strategię milczenia i obrony własnej tajemnicy. Jego postać nie odpowiada na zarzuty, nie podejmuje gry słownej, ale stawia opór poprzez postawę ciała i spojrzenie. Właśnie w tym „niedopowiedzeniu” ujawnia się kontrapunkt dla rozmowy Henrika – Olbrychski tworzy postać głęboko zamkniętą, ale nie bierną. Jego Konrad reaguje w napięciu wewnętrznym, które nie potrzebuje wielu słów, by wybrzmieć. Czasem wystarcza drobny gest, przesunięcie spojrzenia, skrzyżowanie rąk. To rola słuchacza aktywnego, którego obecność zmusza Henrika do konfrontacji nie tyle z dawnym przyjacielem, ile z samym sobą. Konrad nie jest biernym odbiorcą monologu, lecz równorzędnym uczestnikiem emocjonalnego dialogu, prowadzonego bez słów.
Maja Komorowska pojawia się na scenie zaledwie dwukrotnie – na początku i na końcu przedstawienia – ale te krótkie sceny mają znaczenie klamry dramatycznej. Jej Nini to postać zbudowana niemal wyłącznie z obecności i ciszy, bardziej symbol niż osoba z krwi i kości. Nie uczestniczy w głównym konflikcie, ale swoją delikatnością i dyskrecją domyka przestrzeń emocjonalną spektaklu – jakby reprezentowała samą pamięć, to, co niewypowiedziane i utracone. Jej łagodne spojrzenie i powściągliwy gest nie wnoszą odpowiedzi, ale tworzą aurę milczącej obecności, która rozciąga się nad całym dramatem Henrika i Konrada. Reżyser – świadomie – nie pogłębia jej roli fabularnie, ale czyni z niej czysty znak, subtelne echo przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć. Ostatnia scena, w której Nini po pożegnaniu powraca do siedzącego na fotelu Henrika, pochyla się z tyłu i całuje go w głowę, można odczytać jako wyraz niemal bezsłownej troski i przebaczenia. Ten cichy gest symbolizuje złożone emocje – troskę, żal, a także próbę pogodzenia się z utraconym czasem i nierozwiązanymi konfliktami. To moment, który rozbija milczenie, nie poprzez słowa, ale przez bliskość i delikatny kontakt, dodając spektaklowi wymiar intymnej, niemal sakralnej bliskości.
Scenografia Wojciecha Stefaniaka została zaplanowana z dużą precyzją – nie ma tu zbędnych elementów, a każdy mebel i detal ma swoją funkcję. Fotel, stolik, sekretarzyk, kominek – wszystkie obecne przedmioty zostały włączone do narracji i mają swój udział w dramaturgii. Przestrzeń sceniczna przywołuje bardziej mentalny gabinet pamięci niż realistyczne wnętrze – dominuje estetyka wycofania, jakby całość rozgrywała się wewnątrz głowy bohatera. Rewolwer, który pojawia się w spektaklu, pełni rolę nie tylko rekwizytu, lecz także nośnika niepokoju – staje się znakiem obecności dawnego zagrożenia, które nie zostało całkowicie rozbrojone.
W „Żarze” w Teatrze Polonia nie ma miejsca na teatralne ozdobniki. Całość oparta jest na psychologicznej precyzji, rytmie napięć i kontrapunktach między słowem a milczeniem. To teatr, który wymaga uważności – zarówno od aktora, jak i od widza. I to właśnie ta uważność staje się najważniejszym narzędziem, jakim posługują się twórcy tego przedstawienia.
Wiesław Kowalski
Teatr dla Wszystkich, 23 września 2025