Recenzje

kup bilety online

Cena naszego strachu [recenzja]

Jakub Sieczko zdobył się na rzecz niebywałą. Pozwolił sobie na szczerość. Stuprocentową, brutalną, momentami bezwzględną, a więc uczciwą sensu largo. To niełatwe w społeczeństwie romantycznie umeblowanym figurami nieskazitelnych sztanc, przypisanych do tak zwanych zawodów społecznego zaufania, profesji postrzeganych bardziej jako misja, niż sposób na życie i zarabianie pieniędzy.


„Pogo" to książkowa spowiedź zawodowego życia anestezjologa, przez 6 lat jeżdżącego karetkami, nierzadko ocierająca się o ekshibicjonizm, w egzystencjalnym jednak kontekście. To nie zarzut, raczej stwierdzenie faktu, aprobatywne zresztą. Sieczko, jako lekarz – praktyk równie często pierwszego, jak i ostatniego kontaktu, konsekwentnie odbrązawia ckliwy, zajudymiony, pompowany rozlicznymi telewizyjnymi formatami obraz ratownika medycznego - herosa. Obok krwi, łez i potu, nie szczędzi innych płynów ustrojowych.


Jest naturalistycznie, a więc naturalnie. Nie waha się rzucać na szalę swego ja i swoich praw, stawiając je ponad filozofię i pragmatykę immanentnego poświęcenia, będąc w kontrze do archetypu ofiary składanej na ołtarzu społecznej służby. Robi to odważnie i bezkompromisowo. Terapeutycznie, sobie i nam.


Ta książka to gotowy koncept na fascynujący monodram, rzecz trzeba było tylko odpowiednio zaadaptować i konsekwentnie wyreżyserować, co też się Kindze Dębskiej znakomicie udało, z wydatną pomocą scenografii Wojciech Żogały i kostiumów Małgorzaty Domańskiej, udowadniających, że na kilkudziesięciu metrach kwadratowych można stworzyć świat dusznej warszawskiej nocy, w klimatach niczym z pamiętnego „Taksówkarza". W „Polonii", kultywującej z sukcesem linię spektakli poruszających tematy społecznie ważkie, powstała zatem kolejna inscenizacja niepozostawiająca widza obojętnym. Bowiem tego faceta, który przez dwie godziny dwoi się i troi na scenie, nie sposób traktować indyferentnie, można go pokochać lub znienawidzić. Tertium, raczej, non datur.


Sukces spektaklu jest przede wszystkim zasługą wulkanicznej w ekspresji kreacji Marcina Hycnara. Aktor buduje solidną rolę rozpiętą między sarkazmem, nierzadko wpadającym w groteskowość, nawet farsowość, a autentycznym wzruszeniem wynikającym z nierzadkiego kontaktu z eschatologią. Jego Lekarz jest postacią tyleż diaboliczną, co anielską. Wszystko zależy od dnia, sytuacji, emocji i racji. Ecce homo. Człowiek prawdziwy, bo niedoskonały, kruchy, zagadkowy. Nigdy nie widomo, czym nas zaskoczy, jak w ściskającej gardła scenie opowiadającej o nieudanych interwencjach, zakończonych śmiercią dzieci, scenie będącej kontrapunktem pitavalowej w gruncie rzeczy do tego momentu narracji, przełamaniem przesłania, scenie o iście szekspirowskiej naturze. Kiedy widzimy aktora wywołującego na sali śmiertelną ciszę, często przerywaną odgłosami tłumionego łkania, gdy dostrzegamy łzy i na jego twarzy, możemy wszystko wybaczyć, i Hycnarowi, wcześniej nieco szarżującemu na granicy autentyczności, jak i Lekarzowi. Ecce homo – taki jaki, tam i wtedy, być może. To nie znieczulica, to w gruncie rzeczy samoobrona, konieczna, jeśli chce się pracować w fachu, w którym emocje trzeba skrzętnie chować na czas dyżuru, by dały ujście po jego zakończeniu. Profesjonalizm rozpaczy. Tak - Marcin Hycnar skutecznie trzyma widownię w garści. Duże brawa.


Ten dwugodzinny, podany w niezwykle dynamicznym tempie monolog, jest jak katharsis dla obu stron, leczącej i leczonej. Pozwala na dostrzeżenie prawd niechcianych, zamiatanych pod dywan, tu i tam zresztą. To litania słusznych i niesłusznych zarzutów wobec wzywających pogotowie ratunkowe do przypadków groteskowo błahych, starców, dla których kontakt z innym człowiekiem, choćby w pomarańczowym uniformie ratownika, jest rzadkim przywilejem, egotycznych rodziców, nieznajdujących drogi do własnych dzieci, wreszcie bezdomnych w całych ich tragicznym, ale i aromatycznym anturażu.


Ta praca, jak wiele zresztą, to wieczne zapasy dwóch żywiołów. Przekleństwa, przede wszystkim, i błogosławieństwa – rzadko, zbyt rzadko, by w niej długo wytrzymać. Warto zwrócić uwagę na swoisty apel poległych – scenę w której dowiadujemy się, jaka jest cena naszego strachu, skutkującego wezwaniem karetki, jak wielu z tych, którzy z nim walczą, płaci cenę wysoką, uzależnień, depresji, trwałego wyobcowania ze świata, a nawet tę najwyższą. Trzeba o tym pamiętać, gdy sięgamy po telefon. Odpowiedzialność jest po obu stronach...


Jakub Sieczko, Kinga Dębska i Marcin Hycnar zabierają nas w tyleż fascynującą, co zatrważającą podróż poza krąg oczywistych wyobrażeń, w której zstępujemy wielokrotnie w głąb ludzkich dusz, gdzieś między wizytami w kebabowniach, serwujących 24 godziny na dobę fast & fake food o smaku starej opony, a terrorem muzyki disco-polo, którą kierowca karetki stara się zagłuszyć egzystencjalne lęki i ogrom widzianego nieszczęścia.


Ta praca to krzyż. Tyleż czerwony, jak w symbolu tej trudnej służby, ale i czarny, jak rozpacz, bezsilność i strach, które jej towarzyszą...

 

Źródło: http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/cena-naszego-strachu.html


Dodatkowe informacje

 

Kasa i foyer teatru są wynajmowane od m.st. Warszawy - Dzielnicy Śródmieście

MECENAS TECHNOLOGICZNY TEATRÓW

billenium

DORADCA PRAWNY TEATRÓW

139279v1 CMS Logo LawTaxFuture Maxi RGB

WYPOSAŻENIE TEATRÓW DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

zporr mkidn

PREMIERY W 2023 ROKU DOFINANSOWANE PRZEZ

Warszawa-znak-RGB-kolorowy-pionowy

PATRONI MEDIALNI

NowySwiat Logo Napis Czerwone gazetapl logo@2x Wyborcza logo Rzeczpospolita duze new winieta spis 2rgb
Z OSTATNIEJ CHWILI !
X