Monodram to sztuka mówienia, którą uprawia już niewielu. Niewielu też potrafi to robić tak, by przykuć do siebie uwagę widza. To mówienie, niby tak oczywiste w zawodzie aktora, często zawodzi, a to dlatego, że młodzi aktorzy przyzwyczajeni są dziś do fajerwerków zarówno w formie, jak i graniu. A tu proszę, stoi aktor, przed nim zaledwie niewielki stołek i łóżko, i trzeba grać i zatrzymać dziś niecierpliwego widza. To taka spowiedź, intymna rozmowa, która w dzisiejszych czasach jest rzadkością. W warszawskim Teatrze Polonia pozwolono na taką spowiedź Stanisławowi Brejdygantowi, wybitnemu aktorowi, który debiutował w teatrze 60 lat temu. Podkreślam te daty, dlatego że wiąże się to z historią, która w wypadku Brejdyganta posiadała różne oblicza i zmieniała się niejednokrotnie na jego oczach. I pewnie też dlatego, jak nikt inny o tej historii opowiada on niezwykle szczerze i bez niepotrzebnego efekciarstwa.
Skromny, cichy, wręcz niezależny spektakl „Winny” jest zapisem wspomnień Bartka Sowińskiego, niezwykłego więźnia, który wymusił na prokuraturze skazanie go za zabójstwo dwójki Żydów. Wyrok ma być odkupieniem winy, która na nim ciąży. Ale to nie on jest największym oskarżonym, a historia, która odgrywa tutaj najważniejszą rolę. Idąc dalej, historia i budowanie w ludziach zakłamanej świadomości, wpajanie nieprawdziwych faktów, które kształtują naszą tożsamość.
To udana i ważna lekcja historii o historii, o tym jak bardzo może ona nas naznaczyć, zmienić niemal całe życie. Brejdygant spogląda w przyszłość, by odpowiedzieć na obecnie nurtujące nas pytania. Udowadnia historią Sowińskiego, że rozlana nienawiść i zatracenie wszelkich pierwiastków ludzkości to efekt, który ciąży na nas nie od dziś. Tylko nikt z tym nic nie robi, a mleko rozlewa się coraz bardziej. Ciekawa to lekcja, tylko szkoda, że nieobowiązkowa.
http://mobilni.pl/kultura/notatnik-kulturalny-54/